IN MY MIND/THEORY

Niebezpieczny system oceniania. W czym tkwi problem?

Przeczytałam ostatnio artykuł o uczniu, który popełnił samobójstwo. Powód? W skrócie: szkolny system oceniania. Jak zawsze, są przeciwnicy ocen i ich zwolennicy, co uzmysłowiła mi wczorajsza rozmowa z moim Profesorem. No właśnie, jakoś oceniać trzeba, prawda? Nie da się wszystkim stawiać piątek od góry do dołu. Oceny muszą być. Zatem w czym tkwi problem, że dochodzi do samobójstw na tym tle? Problemem nie jest system oceniania, mimo, że jak najbardziej, ma on wiele wad, tylko podejście do systemu oceniania. O co dokładnie chodzi?

Od początku edukacji mówi się nam, że „nauka to potęgi klucz”. Coś w tym jest, tylko, że jednocześnie zestawia się to z ocenami. Czyli, im więcej będziesz się uczył, tym lepsze oceny będą na świadectwie. Sytuacja idealna, żebyś miał/a świadectwo z paskiem. Jak tak będzie, to zawojujesz światem, bo przecież „nauka to potęgi klucz”. Serio? Nadal ktoś w to wierzy? Ja już nie. A przynajmniej nie w każdym przypadku można to zastosować. Analogicznie, jak się źle uczysz, to już przegrałeś życie, nic nie osiągniesz. Czyżby? Mądrość i wykute frazesy, a inteligencja i zaradność to często nie idące w parze cechy.

Wygrany vs. Przegrany

Oceniają nas, więc trzeba zrobić wszystko, aby oceniali jak najlepiej. Wpadamy w zaprojektowaną odgórnie machinę i zaczynamy wyścig szczurów. Z automatu tworzą się podziały, na lepszych i gorszych. Ci „lepsi’ już są wygranymi, dostają potwierdzenie na każdym kroku. Ci „gorsi” są pomijani, jakby z automatu skreślenie na porażkę życiową. Znacie to? Ja bardzo dobrze, na niektórych etapach edukacji, aż za dobrze…

Jak ktoś już dał się poznać jako kujon, będzie faworyzowany. Nieustannie każdy będzie go przekonywał o jego wyjątkowości. Nie ważne co chciałby robić w życiu, każde drzwi stoją przed nim otworem. Takie słowa budują sztuczną pewność siebie, przeświadczenie o byciu najlepszym.

Grupa słabym uczniów jest gnojona i wmawia im się, że nic im się nie uda. Przecież, żeby być kimś, trzeba być piątkowym uczniem ze wszystkiego. Skoro miałeś przeciętne oceny, to nie ma szans, żeby pójść dalej, sięgnąć wyżej, po więcej. Podcina się w ten sposób skrzydła niejednej osobie.

Każdy ma wbite do głowy słowa o swojej wyjątkowości lub beznadziejności. Ale czy to ma trafne odwzorowanie w późniejszym życiu? Nie! Niezależnie od tego, w której jest się grupie, obie są przegrane. Obie! Geniuszy i wybitnych uczniów jest garstka. Tak samo jest z tymi najgorszymi. W tych nielicznych grupach będzie miało zastosowanie samospełniające się proroctwo. Reszta będzie skazana na brutalne zderzenie z rzeczywistością, które jednym uświadomi, że wcale nie są tacy wybitni, a drugim, że jednak jeszcze dużo mogą osiągnąć.

Zderzenie z rzeczywistością

Co z tymi, co rzekomo mieli zawojować światem? Znam osoby wybitne i faktycznie ich kariera robi wrażenie. Niestety, większość z tych „najlepszych” przepadła. Uwierzyli, że nie muszą robić już nic, bo przecież świat leży u ich stóp. U niektórych matury brak, studiów tym bardziej. Często kończyło się za zawodówce. Pojedyncze przypadki skończyły studia, a później okazało się, że nikt nie patrzy na ich oceny, ani nawet na papierek z uczelni. Nie są w cale tym, kim myśleli, że będą, bo nie zrobili nic więcej, poza nauką, by spełniły się ich plany i marzenia. I o nie, nie, nie próbuję wywyższać osób po studiach. Nie każdy musi iść na studia, a niektórzy wręcz nie powinni!

Studia to jedynie część planu na życie. Co więcej żaden kierunek nie gwarantują Ci sukcesu z automatu. Potrzeba znacznie więcej, bo życie to nie same nabijanie dobrych ocen, ale wykorzystywanie wiedzy w praktyce i zbieranie doświadczenia. Ktoś może z wyróżnieniem skończyć studia, a ledwo dawać radę w życiu. Nieraz największe kujony zadziwiały mnie, jak nie potrafią np. opłacić rachunków przez internet, albo dotrzeć na spotkanie przy użyciu GPS. Niestety… Najprawdopodobniej też,takie osoby nie założą własnej firmy, a jedynie będą biadolić jak źle zarabiają, a praca ich wykańcza. Zamiast być na szczycie, pracują dla tych, którzy tam siedzą.

Wiele razy przejmowałam się ocenami. Mama wracała z wywiadówek i był dramat, bo tu dostałam 3 albo 4, więc muszę zdobyć kolejne trzy 5, żeby jakoś to wyglądało… Masakra! Wiara w siebie odchodziła w nieznane. Wypruwałam flaki, wkuwałam to, co przyprawiało o ból głowy, aż w końcu odpuściłam! Nie byłam typem kujona, który zarywa noce, żeby dostać 5 za wszelką cenę. Zdałam sobie sprawę, że oceny nie są wcale takie ważne, jak się wszystkim wydaje. Miałam swój plan na życie, zdefiniowany cel i do tego dążyłam!

Jak to powiedział Neil deGrasse Tyson:

„Wasze oceny, bez względu na ich wysokość, bardzo szybko stają się w życiu nieistotne. Ponieważ w życiu nikt nie zapyta was o oceny. Jeżeli świadczą one o czymkolwiek, to o tym kim jesteście w danym momencie swojego życia, ale nie definiują reszty waszej historii.”

Z tą właśnie myślą szłam przez kolejne etapy edukacji. Miałam plan i go realizowałam. Nie cisnęłam na czerwony pasek i piątki od góry do dołu. Skupiłam się na tym, co było dla mnie ważne. Oczywiście nieustannie byłam przekonywana jak to mi się w życiu nie da. Nie zapomnę, jak nauczycielka od matmy, na chwilę przed matura, powiedziała mi, że i tak nie zdam, albo wychowawczyni, która stwierdziła, że nie skończę żadnych studiów. Hahaha, ale musi im być głupio! Maturę zdałam i nie był to wcale rzut na taśmę! Poszłam na studia i co najlepsze, z przeciętniaka awansowałam do grupy wyżej. Dopiero na studiach, miałam to co mnie interesowało i bez zbędnego zakuwania, w większości miałam piątki na koniec. Do tego studiowałam dwa licencjaty jednocześnie, skończyłam je, później obroniłam magisterkę i nadal idę po więcej!

Obserwując swoich znajomych, mogę stwierdzić, że to właśnie ci przeciętni uczniowie w większości wygrali życie. Odbili się od przysłowiowego dna, złapali wiatr w żagle i na swój sposób odnieśli sukces. Spełniają marzenia, prowadzą wymarzone biznesy, a szkolne oceny zostały mglistym wspomnieniem i najmniej istotnym elementem ich dotychczasowego życia. Co najśmieszniejsze, spora grupa tych przeciętnych została nauczycielami i nas ocenia, wróżąc nam wielkie kariery albo od razu skazując na porażkę. Ciekawe i przerażające zjawisko.

Wielu z tych przeciętniaków jest też wybitnymi sportowcami, artystami, aktorami. Nie poddali się. Skupili się na swojej pasji i przemienili ją w życiowy sukces. Wielu z tych przeciętnych, dopiero na studiach zamieniła się w tych najlepszych. Niektórzy zostali specjalistami w swojej dziedzinie i wykładają na uczelniach wyższych.

Depresje, brak poczucia własnej wartości i samobójstwa

To dotyczy każdej grupy. Znam tych „wybitnych” co cały czas, żeby napędzić machinę zajebistości brali antydepresanty, bo przecież nie mogą się poddać i pokazać, że już nie dają rady. Jakoś trzeba było przetrwać wyścig szczurów. Trochę na własne życzenie pozbawili się radości z życia, a nieraz przepłacili to życiem już na studiach. Jeszcze inni załamali się, jak zobaczyli, że nie każde drzwi stoją otworem. A ile osób całkowicie porzuciło walkę o marzenia, bo uwierzyli, że są nikim? Ile osób dostało gorszą ocenę, bało się, że nie zda i popełniali samobójstwo? Niestety znam takie przypadki, a każda z tych osób miała w sobie to coś, czym naprawdę mogła zawojować światem, nie całym, ale tym wokół siebie z pewnością!

I kto jest winny?

System z pewnością, tylko, że system tworzą ludzie. Nauczyciele, którzy wciskają ogólnikowe frazesy o sukcesie gwarantowanym przez oceny na świadectwie. Ciekawe, czy ci nauczyciele czują, że odnieśli sukces? Podejrzewam, że bardzo wąskie grono, które faktycznie marzyło o takiej pracy, reszta to kwestia przypadku. Drudzy są Rodzice, którzy zamiast wrzucić na luz i pozwolić dziecko pomarzyć, nacieszyć się dzieciństwem, od najmłodszych lat zapisują swoją pociechę na różnorakie zajęcia dodatkowe. Brak rozmów z dzieckiem i wsłuchania się w jego potrzeby, tylko odgórne projektowanie przyszłości.

No i w końcu, my sami, kładziemy sobie poprzeczkę zbyt wysoko. Zatracamy się w pędzie o sukces, którego nawet nie zdefiniowaliśmy. Często zaślepieni wizją ewentualnych możliwości zarobkowych na danym stanowisku bierzemy je za pewnik. Śmieszą mnie osoby, które ciągle wierzą, że gdyby skończyły lub gdy skończą takie, a takie studia to będą zarabiać po 10, 15, albo 30tys. na miesiąc. Wąskie grono osób po takich studiach, owszem, ale nie każdy ich absolwent. Warto o tym pamiętać!

Wniosek

Nauka jest ważna, jednak nie ma co na siłę cisnąć, by być najlepszym! I nie oceny, a wyniki egzaminów się liczą. Ktoś może mieć same piątki, bo ściągał, a później się okazuje, że podstawowej matury nie zdaje. I nie każdy musi iść na studia. Bo gwarantem sukcesu, nie są ani nasze wyniki w szkole, ani papierki ukończonych uczelni. Sukces to my sami, tylko najpierw musimy sobie określić plan na życie i się go trzymać.

Uwierz w siebie i spełniaj marzenia!

Miłego dnia 🙂

7 thoughts on “Niebezpieczny system oceniania. W czym tkwi problem?

  1. Szkoła i cały system edukacji to dramat. Sporo o tym mówię u siebie na blogu i podczas moich zajęć, seminariów etc – ale z perspektywy językowca.

    MA SA KRA! Cały system do wymiany, a nie pudrowanie i ogłupianie społeczeństwa jakimiś nic niewnoszącymi zmianami typu Gimnazjum / Podstawówka.

    1. To są zwykłe zmiany dla samej zmiany. Nic konstruktywnego, niestety. Jeszcze nie mogę się wypowiedzieć z perspektywy wykładowcy, ale jako studentka prężnie działająca na uczelni, wysnuwam jeden wniosek:panujący system dał więcej szkody niż pożytku. Zamiast podnosić poziom nauczania jest on dostosowywany do osób, które się uczy. Z jednej strony oceny, a z drugiej brak pokrycia tych ocen wiedzą. Chciałabym, aby moje dziecko uczyło się w systemie, który wraz z wiedzą przekazuje praktykę; w systemie, który wspiera rozwój zainteresowań i docenia umiejętność logicznego i krytycznego myślenia, a nie jedynie wpasowanie się w tabelki i klucze odpowiedzi…
      PS. zapisałam sobie Twój blog, bardzo ciekawe treści! 🙂

  2. Pamiętam, jak bardzo liczyły się oceny w mojej szkolnej edukacji. Jak bardzo wpływały na mój nastrój, jak mnie stresowały. A teraz, patrząc z perspektywy lat: jakie to miało znaczenie? Piątka czy czwórka? Gdybym wtedy wiedziała, gdybym umiała nabrać do tego dystansu, na pewno moje szkolne lata byłyby dla mnie przyjemniejsze. Dlatego moim wyzwaniem jest uchronienie synka przed presją ocen, przed szkolną krytyką (sic!), przed niepotrzebnym stresem. Przed tym, przed czym moim rodzicom nie udało się mnie ochronić. Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za artykuł, który skłania do ważnej refleksji☺.

  3. System oceniania to jedno, inna sprawą są tzw. „ukryte programy nauczania” które wpływają na uczniów jeszcze bardziej niż oceny. Jest to wszystko to czego uczy nas szkoła po za przedmiotami szkolnymi.

  4. Ja przez długi czas myślałem, że to tylko teatr nastolatków i wszyscy mają te oceny mniej lub bardziej głęboko. Dopiero w liceum, gdy pewna dziewczyna (rok młodsza, ale przeniesiona do naszej wyższej klasy) dostając 3 z polskiego przeżyła załamanie nerwowe.

  5. Całkowicie się z Tobą zgadam! I żałuję, ze nie ma u nas amerykańskiego podjeścia- tak każde dziecko ma zaszczepioną pewność siebie i co by nie mówić, tak żyje się latwiej imo.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *